wtorek, 10 kwietnia 2012

12.Dla Ciebie wszystko


Bill
Wrócenie do domu nie było dobrym pomysłem. Czułem się jak jakiś kaleka, a w dodatku analfabeta. Matka gadała jak najęta, ciągle pytając się mnie, czy czegoś mi nie potrzeba. Jeszcze nie zdążyłem napisać odpowiedzi na kartce, a ona już zadawała następne pytanie, o poprzednim w ogóle nie pamiętając.
Poprawka! Ona chyba w ogóle zapomniała, że nie mówię. Czasami miałem ochotę wydrzeć japę, ale bałem się, że po takim czymś ze śpiewania nici. Jakby tego było mało, za każdym razem, kiedy napisałem jakiś wyraz z błędem, Gordon mnie poprawiał. Szlag mnie trafiał, gdy pokazywał mi palcem, gdzie zrobiłem błąd i tłumaczył mi, że chłopak w moim wieku powinien już dobrze umieć pisać po niemiecku. Byli jak mój cień-  ona gadała jak najęta, a on poprawiał moją pisownię.
Tom, ćwok jeden, przyglądał się temu z uwagą. Nie śmiał się, a bynajmniej nie udało mi się go na tym przyłapać. Trzeciego dnia w domu było jak zwykle- ona gadała, on mnie poprawiał... A jak nie reagowałem, znowu oboje się mnie pytali, czy aby na pewno dobrze się czuję. I tego nieszczęsnego trzeciego dnia... nie wytrzymałem.
Po prostu. Czułem, że wargi mi drżą i z całych sił starałem się nie rozpłakać. Siedziałem przy stole jak ostatnia sierota z dumnie wyprostowanymi plecami, ale spuszczoną w dół głową tak, aby włosy zasłaniały moją twarz. Ręce drżały mi z nerwów i zdzierałem sobie lakier z paznokci, marząc, żeby ten koszmar już się skończył. Męczyli mnie. Ba! Torturowali! Nie czułem się z nimi dobrze i nic nie mogłem na to poradzić.
-Dajcie mu już spokój- mruknął Tom. Podszedł do mnie z cichym westchnieniem i złapał za nadgarstek, a potem ściągnął z krzesła.
-Coś się stało?- zapytała matka zaniepokojona.- Potrzeba mu czegoś?
-On nie jest niedołężny!- warknął Tom, kładąc nacisk na ostatnie słowo.- Świetnie rozumie, co się do niego mówi. A teraz chce odpocząć.
-Skąd wiesz?- spytał Gordon.
-Hallo! Jesteśmy bliźniakami, nie? Wyczuwamy takie rzeczy.
Tia, Tom wyczuł, że zaraz zwyczajnie się rozbeczę. Byłem mu wdzięczny  za to, że chce mi zaoszczędzić chociaż odrobinę upokorzenia.
Nie mówiąc już ani słowa, wciągnął mnie po schodach na górę i wprowadził do swojego pokoju. Zamknął drzwi na klucz i posadził mnie na łóżku.
-No, już. Płacz- powiedział cicho, delikatnie mnie przytulając.
Spojrzałem w jego ciemne oczy, w którym wyraźnie malowało się zaniepokojenie. Pokręciłem przecząco głową.
On... działał na mnie kojąco. Wtuliłem twarz w jego dużą bluzę i upajałem się jego zapachem.
-Wykańczają cię, co? Może jednak gdzieś wyjedziemy? Wybierzemy jakieś ładne miejsce, gdzie będziemy tylko we dwóch... nikt nie będzie nam przeszkadzał, będziesz mógł w spokoju wracać do zdrowia. Co ty na to?
Spojrzałem na niego z wyraźnym zagubieniem.
-Już nic nie mówię. Kładź się.
Zagryzłem dolną wargę i rozejrzałem się po pokoju. Wstałem z łóżka i podszedłem do biurka. Wziąłem jakiś stary zeszyt Toma i ołówek. Usiadłem obok niego i nabazgrałem krótką informację.
"Zaśpiewaj mi coś."
-Co?
Wzruszyłem ramionami. Ułożyłem się na jego łóżku, zwijając się w kulkę i patrzyłem na niego wyczekująco.
-No, dobra. Ale tylko ten jeden raz, dobra?
Uśmiechnąłem się lekko.
-In mir wird es langsam kalt...
Nie mógł lepiej trafić. Wiedział, jak uwielbiam "In die Nacht".
Odetchnąłem głęboko, czując, jak pod wpływem jego ciepłego głosu moje ciało mimowolnie się rozluźnia.
Zasnąłem.



Tom
Zaśpiewałem "In die Nacht" dwa razy, bez przerywania. Bill zasnął, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. Widziałem, jak przebywanie w tym miejscu go wykańcza. Był w jeszcze gorszym stanie psychicznym niż podczas trasy koncertowej. Martwiło mnie to, że tylko w moim towarzystwie potrafi odrobinę wyluzować. Tak nie powinno być. Bill jest zdecydowanie zbyt wrażliwy.
Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę. Na szyi już nie miał bandaża, przez co szwy były doskonale widoczne. Lekarz obiecał, że kiedy je zdejmą, na skórze mojego bliźniaka nie pozostanie nawet najmniejszy ślad po operacji, co bardzo mnie cieszyło. Takie piękno nie powinno być kalane z takich głupich powodów.
Wstałem z łóżka i usiadłem przy swoim biurku. Otworzyłem szufladę i uśmiechnąłem się widząc, że wszystko jest tak, jak tam zostawiłem.
Wyciągnąłem kartkę papieru i wziąłem do ręki odpowiednio miękki ołówek. Spod rogu biurka odkleiłem gumkę chlebową, ciesząc się, że przez tak długi okres czasu nie odkleiła się.
Przez chwilę zastanawiałem się, co narysować. W końcu mój wzrok powędrował do śpiącego brata. Dawno już nie rysowałem ludzi, przeważnie moje prace ograniczały się do różnych napisów, jakie mógłbym zrobić na ścianę sprayem. Wypadałoby więc sprawdzić, czy nadal pamiętam, jak to jest rysować jego twarz.
Z mebli wyciągnąłem dość szeroką półkę i położyłem ją na łóżku, tuż obok Billa. Odpowiedni zacieniłem pokój i ustawiłem sobie lampkę tak, aby światło padało na moją kartkę, a nie na niego. Usiadłem przy łóżku, jeszcze raz mocniej mu się przyjrzałem i zacząłem rysować.
Już dawno nie robiłem tego z prawdziwym uśmiechem na ustach. Kiedy już miałem wszystkie kontury, rzuciłem na kartkę delikatne cienie, by potem stopniowo je pogłębiać, aby ukazały sylwetkę mojego bliźniaka.
Po niespełna czterech godzinach pracy rysunek był gotowy. Spokojny, słodki Bill wtulony w moją niebieską poduszkę, z lekko rozchylonymi ustami i niepomalowanymi oczami. Bill, który nie mówi, nie narzeka, nie chce, żebym uprawiał z nim seks, nie oblizuje się na widok mojego penisa i... po prostu nie oczekuje ode mnie nic poza tym, żebym go kochał. I wspierał.
Takim Billym mógłbyś być zawsze, pomyślałem. Czas wreszcie zrobić porządek ze starymi.
Zszedłem na dół i poszedłem do salonu, skąd słyszałem jakieś dźwięki. Matka i gordon siedzieli na kanapie i oglądali jakąś komedię. Stanąłem tuż przed telewizorem.
-Tom, zasłaniasz- upomniał mnie Gordon.
-Musimy pogadać- powiedziałem poważnie.
-Coś się stało?- odezwała się matka ze zdziwieniem.- Coś z Billem? Jak on się czuje?!
-Dobrze- rzekłem, siląc się na spokój. Wyłączyłem telewizor i stanąłem w lekkim rozkroku, splatając ręce na piersi.- Chcę z wami o nim pogadać! Zdecydowałem, że tutaj będzie mu dobrze, ale chyba się myliłem.
-Co masz na myśli?- spytał Gordon.
-Bill miał odpocząć. Trasa koncertowa to nie zabawa, my tam naprawdę bardzo ciężko pracujemy! Żyjemy w ciągłym stresie, często wybuchamy i mamy wszystkiego dość. Kiedy Bill przeszedł operację pomyślałem, że tutaj będzie mu dobrze. Miało być CICHO, SPOKOJNIE, Bill miał WYPOCZYWAĆ.
-Przecież wypoczywa- wtrąciła matka, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
-Nie, nie wypoczywa. Męczycie go!
-My?- zdziwił się ojczym
-Tak, wy! Ty- spojrzałem na matkę- ciągle do niego paplesz jak najęta. Bill, chcesz to...? A może to? Bill, jak się czujesz...? Może zrobić ci coś do jedzenia? A do picia?- przedrzeźniałem ją.- On nie może mówić, jak niby ma ci odpowiedzieć?! Stresuje się, bo nie dajesz mu szansy napisać odpowiedzi na kartce. On chce ciszy. Na litość boską! Mamy po dwadzieścia lat! Nie jesteśmy małymi dziećmi. Jeśli Bill będzie chciał jeść albo pić, to sam sobie poradzi! On nie jest kaleką, do cholery!
-Nie mów tak do matki, Tom- upomniał mnie Gordon surowo.
Czekaj, czekaj, ty swoje też zbierzesz...
-A co do ciebie...- spojrzałem na ojczyma.- Nie musisz wytykać mu każdego błędu. Może Bill nie jest mistrzem ortografii, ale nie musisz mu tego wypominać. Rzuciliśmy szkołę w wieku piętnastu lat, możemy przecież czegoś nie wiedzieć! On stara się jak może i na pewno nie po to, żeby ciągle go krytykowano.
-To był błąd- mruknęła matka.- Zmieniliście się nie do poznania. Mogłam was nie puszczać.
-O kilka lat za późno na zmianę decyzji- warknąłem.- Przemyślcie to, co powiedziałem i przestańcie go tak traktować. Zastanówcie się chociaż przez chwilę, jak on strasznie musi się czuć! Jeżeli dalej będziecie go dołować, zabiorę go gdzieś indziej. Bo... my już was nie potrzebujemy. Nie utrzymujecie nas... Przyjeżdżamy tu tylko dlatego, że chcemy mieć jakiś kontakt z rodziną. Miło jest wrócić tu i wspominać, jak razem marzyliśmy pod gołym niebem. Teraz jesteśmy samowystarczalni i jeśli nas do tego zmusicie, przestaniemy przyjeżdżać tu w czasie wolnym.
Zapadła cisza. Nie wiedziałem, co jeszcze powinienem powiedzieć... Chyba najlepiej nic więcej. Odwróciłem się i sztywno wyprostowany poszedłem do kuchni. Zbliżała się pora kolacji, a Bill nie zjadł śniadania ani obiadu. Przygotowałem mu jego ulubione kanapki i sok pomarańczowy i zaniosłem na górę.
Nadal spał, ale uznałem, że dosyć tego leniuchowania. W końcu przyda nam się trochę świeżego powietrza. Kiedyś całe dnie spędzaliśmy na dworze, a jak na razie odkąd przyjechaliśmy, najdalej miałem do lodówki. Serio.
-Hej, Billy... Obudź się- powiedziałem, szturchając go lekko za ramię.- Dosyć tego leniuchowania.
Bliźniak zacisnął mocniej powieli, a potem rozchylił je lekko, patrząc na mnie zupełnie nieprzytomnie. Wyglądał doprawdy... uroczo...? Hmm, nie wiem. W każdym bądź razie, podobało mi się.
-Przyniosłem ci kolację- rzuciłem, na co pokręcił przecząco głową.- Zapomnij. Nie jadłeś śniadania i obiadu. Wcinaj, bo się pogniewam. Wiesz, mogę ci zostawić tutaj tylko z tymi dwoma nieogarami i męcz się dalej.
"Nie zrobisz tego!!!!!!" napisał mi na kartce, a wykrzykniki chyba miały sugerować, że jest oburzony.
Przynajmniej się obudził, no nie?
-Chcesz się przekonać?- zapytałem z lekkim uśmiechem.
Spojrzał na mnie z wyraźną irytacją, po czym wziął do ręki jedną kanapkę. Obejrzał ją z każdej strony i powąchał, krzywiąc się, jakby miał w ręce gówno.
-Nie są zatrute.
Z westchnieniem wgryzł się w jedną. Na początku jadł trochę niepewnie i podsuwał mi talerz, żebym mu trochę pomógł. Potem jednak chyba zdał sobie sprawę z tego, że jest głodny i kiedy chciałem wziąć jedną kanapkę, szybko zabrał mi talerz i odwrócił się do mnie plecami.
Siedziałem przez chwilę patrząc się na niego z wyraźnym niezrozumieniem. Zerknął na mnie przez ramię zawzięcie żując, a potem odsunął się jeszcze bardziej, żebym przypadkiem nie zabrał mu jedzenia.
Roześmiałem się głośno nie mogąc się powstrzymać. Bill nigdy wcześniej nie zabrał mi talerza z kanapkami. NIGDY. Czy to dobry znak...?
Gdy już skończył, pokazałem mu mój rysunek. Przypadł mu do gustu i od razu zawiesił go nad moim łóżkiem. Łatwo mogłem więc się zorientować, że większość czasu na zamiar spędzić ze mną.
Zeszliśmy do kuchni po sok, ponieważ szklanka mu nie wystarczyła. Matka szykowała kolację.
-Jesteście głodni, chłopcy?- zapytała.
-Nie, właśnie zjedliśmy- pomachałem jej przed nosem talerzem i szklanką.
-Idziemy na spacer, co , Bill?- odezwałem się do brata.
Czarny nie zmieniając mimiki twarzy po prostu na mnie patrzył.
-Daj spokój, wcale nie jest zimno. I nie przesadzaj, musisz wreszcie wyjść z domu.
Jego lewa brew lekko się uniosła.
-Pff... I tak cię nie przeproszę. To idziemy, no nie?
Bill przewrócił oczami.
-Daj spokój i zgódź się wreszcie.
Westchnienie.
-Fajnie- rzuciłem. Uśmiechnąłem się i ruszyłem na ganek założyć buty, kiedy zobaczyłem, że... Cóż, Gordonowi i mamie po prostu opadły szczęki.
-Co?- zapytałem, nie rozumiejąc, o co im chodzi.
-Zwariowałeś?! Przecież... on się nawet nie odezwał!- mruknął ojczym, patrząc na mnie jak na świra.
-No to co?- spytałem, mrużąc oczy.
-Jakim cudem ty...?
Wzruszyłem ramionami.
-Rozumiemy się bez słów. To takie dziwne?



Bill
To, że, jak powiedział Tom, rozumiemy się bez słów, wcale nie było dziwne. No, przynajmniej dla mnie i dla niego. Mnie natomiast dziwiła ta dziwna cisza, która zapadła w kuchni, kiedy wyszedł.
Spojrzałem niepewnie na Gordona i mamę, ale żadne z nich nie powiedziało nawet słowa i miałem głupie wrażenie, że Tom maczał w tym palce. Nie miałem zamiaru tego roztrząsać, po prostu cieszyłem się chwilą spokoju.
Dopiłem do końca swój sok i wstawiłem szklankę do zlewu.
-Bill? On naprawdę zrozumiał wszystko tak, jak powinien?- zapytała z niedowierzaniem matka.
Uśmiechnąłem się jedynie do niej kiwając twierdząco głową, po czym poszedłem po swoje buty. Tom już czekał na mnie na dworze.
-Dalej, Billy! Ruszaj to chude dupsko, zaraz będzie ciemno.
Pokazałem mu środkowy palec i w spokoju założyłem buty. Czułem się dziwnie mając na sobie adidasy nike, ale teraz nie miało to znaczenia. Założyłem kurtkę i wyszedłem na dwór, wdychając wilgotne powietrze. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę było mi tego trzeba.
Tom zaśmiał się, widząc, jak podskakuję na schodach.
-Tylko się nie zabij, ciamajdo jedna- powiedział do mnie.
Wyszliśmy z podwórka i ruszyliśmy polną drogą się przejść. Tom nic nie mówił, a ja, chociaż miałem wiele rzeczy do zakomunikowania, nie mogłem się odezwać, więc... Obaj milczeliśmy. Co chwilę zerkaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy się radośnie trwając w jakimś głupim, niemym porozumieniu.
Nieśmiało złapałem brata za rękę i spojrzałem na niego niepewnie. Jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił, za to jego palce splotły się z moimi. Usmiechnąłem się do niego i odwróciłem głowę patrząc przed siebie.
Szliśmy tak trzymając się za rękę jak dzieci w przedszkolu i wiedziałem, że pozowlę mu poprowadzić się wszędzie.
Po prostu wszędzie...
Wróciliśmy do domu przemoczeni i... cali w błocie. Gdybym mógł mówić, Tom dostałby niezłą burę, ale że nie mogłem, to... No, to właśnie dlatego byliśmy brudni. Chciałem mu jakoś okazać moją frustrację padającym deszczem, więc popchnąłem go. Potem on mnie, ja jego, on mnie, ja jego, on mnie i... przewróciłem się, a że lało jak z cebra, wylądowałem w kałuży. Wrażenia? Mokro. Szczególnie w tyłek i wiedziałem, że mój penis nie ma teraz zbyt imponujących rozmiarów. Chcąc się jakoś odwdzięczyć bliźniakowi, również wciągnąłem go w błoto. Zaczęliśmy się nim obrzucać i wróciliśmy do domu cali czarni, bo jak na złość akurat wtedy przestało padać. Tylko nasze oczy były widoczne i zęby, kiedy się uśmiechaliśmy. Gordon nawet nam zrobił zdjęcie. Musieliśmy się opłukać w ogrodzie z węża, bo mama nie chciała nas wpuścić do domu.
-Co za zwyrodniała matka- mruknął Tom, ale widziałem, że jest zadowolony.
Razem wzięliśmy prysznic. Chociaż myliśmy się nawzajem, nie było w tym żadnych zbereźnych podtekstów. Ot, on umył mi tors i plecy, a ja jemu. Staliśmy w wodzie przytuleni do siebie, a ja...
Jeśli mam być szczery, to nie wiedziałem, co się dzieje. Bo coś się zmieniło.
Nasza więź, ta zakazana, umacniała się, a nie sądziłem, żeby Tom był tym zachwycony. Bo on jest moim bratem bliźniakiem, moim powiernikiem, najlepszym przyjacielem i bardzo go kocham, ale...
... ale on mnie już nie.
Położyliśmy się razem u razem zasnęliśmy. Z jakiegoś powodu nie miałem ochoty na seks ani pocałunki czy pieszczoty. Czułem, że to nie jest odpowiedni moment i chyba nie do końca pozbierałem się po operacji. Czułem dziwną apatię i fakt, że matka i Gordon dali mi spokój, ułatwiło mi życie. Nie musiałem się odzywać ani martwić czymkolwiek. Mogłem pobyć trochę sam ze sobą i bardzo mi się to podobało.
Jakby jednak na to nie patrzeć, zasypianie przy bliźniaku było czymś cudownym.



Tom
Bill zasnął wtulony we mnie jak mały kotek, a ja próbowałem połapać się, co się dzieje. Dlaczego nie chciał się kochać? Żadnych propozycji, sugestii, nic? Nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale...
Miałem wrażenie, że Bill wpadł w depresję. Chociaż nie było tego widać na pierwszy rzut oka, stracenie głosu pomogło mu się zamknąć w swojej skorupie i odciąć od świata. Wiedziałem, że to nie jest czas na depresję i wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić.
Chociaż jeśli chodzi o sprawy seksu, miotały mną sprzeczne uczucia, ale... Bill nie może wpaść w depresję! Jeśli podczas tego miesiąca milczenia pozwolę mu zamknąć się w sobie, już nigdy go nie odzyskam. Wiedziałem, że seks z nim to dolewanie oliwy do ognia, ale...
Tak trzeba było zrobić. A skoro trzeba...
... zrobię to.
Po prostu... zrobię.


1 komentarz:

  1. Tom.. Zrobiłbyś coś z własnej inicjatywy, a nie.. Bo Bill ma depresje to go przeleciasz.. Właściwie jak na to wpasleś, geniuszu? Zboczeniec..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)