środa, 11 kwietnia 2012

17.Plan


Leżeli przytuleni do siebie na wąskim siedzeniu, dopóki nie zrobiło im się zimno. Potem Tom naciągnął na siebie szerokie spodnie i koszulkę, a bluzę oddał Billowi. Znalazł papierosy i zapalniczkę, więc z przyjemnością sobie jednego odpalił siadając obok leżącego Czarnego. Sam usiadł przy nim na podłodze opierając się o drzwi i machinalnie głaskając go po głowie. Zapalili jakąś lampkę w samochodzie, która dawała im mdłe światło. Cauletz patrzył się przed siebie niewidzącym wzrokiem.
-Co teraz?- zapytał cicho Bill.
-Nie wiem- odparł Tom zaciągając się dymem.
-Myślisz, że możemy dalej... TO robić?
-Możemy, ale... nie powinniśmy. Cholera, jesteśmy braćmi. Bliźniakami. To, że uprawiamy seks, jest chore i zboczone. W dodatku można za to iść do więzienia.
-Nikt nie musi o tym wiedzieć- rzucił Czarny.
-Ważne, że my będziemy wiedzieć.
-Czyli przeszkadza ci to?
-A tobie nie?- warknął Dredziarz kpiąco.- Nie przeszkadza ci to, że pieprzysz się ze swoim bratem bliźniakiem, że go dotykasz, całujesz i robisz mu loda? W ogóle cię to nie rusza?
Cauletz prychnął podnosząc się do siadu.
-A ciebie rusza? Pff! Akurat ci wierzę. Żaden z nas nie jest do końca normalny. Może i łączą nas więzy krwi, ale mam to w dupie. Gdybym od początku wiedział, kim dla mnie jesteś, nie zaczynałbym tego. Ale nie wiedziałem. I teraz nie mam zamiaru sobie ciebie odmawiać tylko dlatego, że okazało się, że jesteśmy braćmi. Możesz mnie nazywać kazirodczym zboczeńcem, jeśli chcesz. Wszystko mi jedno, byle byś mnie pieprzył.
-Jesteś pojeb**y- stwierdził Tom rzucając peta na wycieraczkę i odpalając kolejnego papierosa.
-Ty też.
-To koniec. Od dzisiaj już nie będziemy się tak bawić.
-Będziemy.
-Nie, nie pozwolę na to.
-Akurat się powstrzymasz! Gdybyś naprawdę miał takie silne zasady moralne, nie zrobilibyśmy tego dzisiaj. W ogóle już by do tego nie doszło, a ty nie dość, że chciałeś się ze mną kochać, to jeszcze to ty dawałeś dupy. Nie oszukuj się! Ani ty, ani ja nie jesteśmy w stanie tego przerwać.
-No, to co w takim razie mamy robić?! Dalej to ciągnąć?! To jest chore!- wydarł się Tom tracąc cierpliwość.
-Nie myśl o mnie, jak o bracie, tylko jak o swoim partnerze.
-Łatwo ci powiedzieć.
-A jeszcze łatwiej zrobić. Tom, nie rób z siebie takiego świętoszka. Nie takie rzeczy się robiło.
-Ale to już jest przesada, nawet jak dla mnie. To koniec, Bill. To moje ostatnie słowo. Nie chcę cię, jasne? Było fajnie, ale to koniec.
Zapadła cisza. Dredziarz z uwagą obserwował Czarnego. Kiedy po jego policzkach popłynęły łzy, poczuł do siebie obrzydzenie. Nie chciał go krzywdzić i nadal pragnął się z nim kochać, ale nie mógł. To było chore i zakazane. Istniało zbyt duże ryzyko, a poza tym, prędzej czy później i tak muszą to skończyć. Nie mogą być razem.
Nie mogą...
-Więc co mam twoim zdaniem zrobić?- spytał cicho Czarny odwracając głowę i nieporadnie ocierając policzki.
-Daj sobie spokój.
-Jak ty sobie to wyobrażasz? Mieszkamy w jednym pokoju. Może ty potrafisz tak po prostu się mnie pozbyć, ale ja nie.
-Przeniosę się do innej szkoły. Znajdziecie sobie nowego gitarzystę. Jutro wyjeżdżam do tego capa na święta. On nie wie, że się znamy i że wiemy o naszym pokrewieństwie. Zażądam spotkania z tobą. Przyjedziesz i jakoś wspólnie naprawimy twoje relacje z ojcem. A potem ja wrócę do mojego starego, a ty zostaniesz z tamtym.
-Nie chcę tam zostawać! On mnie zniszczy, czy ty tego nie rozumiesz?!
-To moja propozycja. Jeśli nie chcesz, nie ma sprawy. Jeżeli jednak stawiasz sprawę w taki sposób, jutro widzimy się po raz ostatni.
Czarny zaszlochał cicho.
-Dlaczego mi to robisz? Myślałem, że ci na mnie zależy...- powiedział Cauletz załamującym się głosem.
-Myliłeś się- rzucił Tom dobitnie zaciskając ręce w pięści i nie chcąc dać po sobie poznać, że jest roztrzęsiony.
Łzy Billa kompletnie go roztrajały. Nie mógł patrzeć na jego smutną twarz ani słuchać cichego szlochu. Pragnął jego szczęścia, jednak nie mógł mu oddać siebie. To skończyłoby się tragicznie dla nich obu.
-Rozumiem. Skoro tak bardzo tego chcesz, w porządku. Załatw ze starym, żeby do mnie zadzwonił. Przyjadę, a potem się pożegnamy. Ale wiesz co? Może teraz potrafisz tak po prostu mnie zostawić jak śmiecia. W sumie to się nie dziwię, przecież nim jestem i nie zasługuję na nic lepszego... Ale kiedyś za mną zatęsknisz...- szlochał cicho Czarny.
-Bill...
-Zatęsknisz za swoją zabawką, którą popsułeś wyrywając jej serce, a potem tak po prostu zostawiłeś. Kiedyś wrócisz po nią i nadal będziesz chciał mieć ją przy sobie, bo jest twoją własnością i nie będziesz potrafił się jej pozbyć. Nadal będziesz chciał ją mieć... I wiesz co? Zabawka znowu odda ci swoje serce i pozwoli, żebyś ją niszczył.
-Bill, przestań!- syknął Tom nie mogąc tego słuchać.
-Pamiętaj tylko o jednym, Tom... Kiedyś ta zabawka popsuje się do końca, a wtedy nawet jeśli bardzo by chciała, nie będzie mogła ci już nic ofiarować. Radzę co mądrze gospodarować tym, co jeszcze we mnie zostało.
-Przestań, słyszysz?!- wrzasnął Dredziarz.
Na ustach Czarnego zagościł smutny uśmiech.
-Zróbmy to ostatni raz- szepnął cicho.- Proszę.
-Nie- odparł spokojnie Tom.
-Tom...
-Nie.
-Nie każ mi błagać... Ostatni raz, proszę! Już o nic więcej cię nie poproszę, tylko o ten jeden ostatni pieprzony raz!- krzyknął Czarny.
Dredziarz przymknął oczy. Był rozdarty jak jeszcze nigdy w życiu. Z jednej strony chciał kontynuować ich związek, ale z drugiej... Nie potrafił. Czuł, że zraniłby Billa tylko jeszcze mocniej, a przecież nie o to mu chodziło. Muszą się rozstać.
Ale... W sumie to mogliby się jeszcze raz kochać. Tak na pożegnanie. Nie mogą jednak zrobić tego jak zawsze... Jeżeli chce jakoś uwolnić Cauletza od siebie, musi mu dać powód do nienawiści. Prawdziwej nienawiści.
Tom westchnął i usiadł na siedzeniu obok Czarnego. Wiedział, że za to, co teraz zrobi, Bill go znienawidzi już na dobre, ale musiał. Po prostu musiał.
Zacisnął zęby i rozpiął swoje spodnie, po czym zsunął bokserki w dół. Cauletz patrzył na niego zdziwiony.
-Rozbierz się- polecił mu Tom.
Bill uśmiechnął się lekko i z radością to uczynił. Dredziarz tylko siłą woli się powstrzymywał, żeby nie zacząć go całować i pieścić tak, jak obaj to lubili. Gdy tylko Czarny się rozebrał, Kaulitz chwycił go za biodra i posadził na sobie.
-Tom, co ty... Aaa!- krzyknął Bill, kiedy Dredziarz bez ostrzeżenia i najmniejszego przygotowania w niego wszedł.
Objął go mocno tak, żeby mu się nie zsunął i położył na siedzeniu. Zaczął się w nim poruszać dążąc do jak najszybszego zaspokojenia i starając się sprawić chłopakowi jak najwięcej bólu. Bill przylgnął do niego mocno. Płakał. Tom wiedział, że zabił jego marzenia.
Swoje zresztą też.
Szybko skończył zostawiając na siedzeniu obolałego, zapłakanego i niezaspokojonego Billa. Chłopak patrzył na niego pustym wzrokiem. Gdy tylko Kaulitz wstał, Czarny skulił się na siedzeniu zasłaniając swojego nabrzmiałego członka rękami. Wyglądał na... poniżonego i zawstydzonego.
Tom prychnął, chociaż omal się nie udławił tym gardłowym dźwiękiem. Szybko się ubrał i wysiadł z samochodu. Odpalił sobie papierosa i pozwolił, żeby łzy popłynęły mu po policzkach. Było już ciemno, więc Bill nie mógł tego zobaczyć. O to przecież chodziło.
Gdy już się uspokoił, usiadł za kierownicą. Zerknął w lusterko i zobaczył, że Cauletz siedzi już ubrany i skulony na siedzeniu. Oczy miał zapuchnięte, a policzki brudne od rozmazanego tuszu i krwi. Jego dolna warga podejrzanie drżała.
-Ogarnij się jakoś, wyglądasz jak jakaś zmora. Nie mogę cię w takim stanie odwieźć do domu- rzucił Tom opryskliwie.
Miał wrażenie, że dławi się każdym jednym dźwiękiem, jaki wychodził z jego gardła. Każdym. To cud, że jeszcze żyje.
Odpalił silnik i skierował się w drogę powrotną.
-Udajemy przed starym capem, że się nie znamy?- spytał Dredziarz, gdy zajechali przed posesję.
Bill tylko wzruszył ramionami. Bez słowa wysiadł z samochodu i ciągnąc za sobą nogi, skierował się w stronę domu. Tom podążył tuż za nim.
-Boże, Bill! Co ci się stało?!- wykrzyknął przerażony Gus widząc drżącego kolegę.
-Nic, Gus. Mieliśmy z Tomem mały wypadek... Trochę uszkodziliśmy auto i... moją głowę.
-Płakałeś?- zapytał zmartwiony Geo.
-Też byś płakał, gdybyś pędził z prędkością 200km/h na jakiś pieprzony mur.
Wszyscy patrzyli na Toma jak na wariata.
-Coś ty mu zrobił?!- spytał stary Kaulitz rozdrażniony.
-To nie jego wina. Jestem zmęczony, chciałbym się już położyć. Przepraszam...- mruknął Bill i ze spuszczoną głową odszedł.
-Tom, ty debilu!- warknął Geo.
-Jeszcze ci mało?!
-Jesteś nienormalny! Wiesz, jak wszystkich przestraszyłeś? I co ty mu zrobiłeś, że jest taki przerażony i zaryczany?
-Jeżeli nie wierzysz, że mieliśmy wypadek, to idź oblukać auto. I odczepcie się wszyscy ode mnie. Zapomnijcie, że w ogóle istnieję. Życzę wam wesołych świąt.
Żadne słowa tak bardzo nie pasowały do sytuacji, jak właśnie życzenia świąteczne. Tom miał to jednak gdzieś. Poszedł na górę i zamknął się w pokoju.
Tą noc spędzili osobno- Bill na swoim materacu śpiąc spokojnie po jakichś tabletkach, o których Dredziarz dowiedział się grzebiąc w jego torbie, a Kaulitz wiercąc się na łóżku i nie rozumiejąc, dlaczego jego życie tak bardzo się skomplikowało. Wierzył jednak, że kiedy już pożegna się z Billem, wszystko wróci do normy.
Sranie w banie, pomyślał. Bez niego to już nie będzie to samo.
Zbyt dobrze zdawał sobie z tego sprawę.

3 komentarze:

  1. Jesteś niesamowita... Bardzo się cieszę, że na Cibie tu trafiłam, na to co piszesz... Idę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to cholero jasna na chuj go zostawiasz!! Jezu chryste, no!! Aż mam ochotę rzucić telefonem przez okno.. Czemu mi to robisz?!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś??!?! Rycze przez ciebie i na dodatek kończą mi się chusteczki!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)