wtorek, 10 kwietnia 2012

4.Dla Ciebie wszystko


Bill
Pożegnanie z Geo i Gustavem minęło bezboleśnie i po chwili wynajętym busem mknęliśmy autostradą w stronę Loitsche. Na niebie było widać mnóstwo gwiazd, a ja byłem nieludzko wykończony. Druga w nocy... Masakra.
Tom drzemał obok mnie na siedzeniu, a David po cichu rozmawiał z kierowcą siedząc obok niego z przodu. Miałem ochotę przytulić się do brata, ale po naszej wcześniejszej kłótni, nie byłem w stanie tego zrobić. Nie odzywałem się do niego już jakieś dwadzieścia osiem godzin i czułem się z tym naprawdę źle.
Oby w domu było lepiej, pomyślałem z westchnieniem.
Gdy zajechaliśmy, przed dom wyszła mama i Gordon. Wyskoczyłem z auta i pomachałem im wesoło mimo zmęczenia. Tom również się przebudził i przetarł oczy zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
Przytuliłem mamę i podałem ojczymowi rękę uśmiechając się do niego lekko.
-Nareszcie w domu!- powiedziałem entuzjastycznie wyciągając z busa swoją torbę.
-Cieszę się, że wreszcie przyjechaliście. Tak dawno was nie widziałam!- rzekła mama ściskając Toma i niemal wypruwając mu jego zaspane flaki.
-Jestem wykończony- burknął warkoczyk.- Zostawcie moje bagaże przed drzwiami, zabiorę je rano- dodał i zniknął w drzwiach. Tupot jego stóp o drewniane schody uświadomił mnie, że Tom ruszył do swojego królestwa, z którego nie wyjdzie co najmniej do godziny szesnastej.
Westchnąłem, na co mama tylko zaśmiała się cicho.
-Cały Tom- stwierdził Gordon zabierając toboły mojego bliźniaka do domu.
-Chcesz coś jeść albo pić?- spytała mama zapalając światło w korytarzu.
-Nie, nie. Marzę tylko o własnym łóżku.
-Ale...
-Daj chłopakowi odpocząć, jutro z nim pogadasz- wtrącił Gordon.
Ruszyłem schodami do góry taszcząc swoją obszerną walizkę, a za mną szedł ojczym niosąc rzeczy Toma. Gitarę zostawił na dole, nie było sensu zabierać jej już teraz.
-Dzięki, Gordon- powiedziałem widząc, że mój bliźniak już śpi w najlepsze na swoim łóżku. Nawet się nie rozebrał, ściągnął tylko buty, o które omal się nie zabiłem.
Ojczym wyszedł, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłem na śpiącego Toma. Pokiwałem głową ze zrezygnowaniem i poszedłem do siebie. W końcu mi też przyda się sen.



Tom
Wstanie z łóżka było ogromną męczarnią, chociaż na zegarku widziałem już godzinę siedemnastą. Z chęcią znowu zamknąłbym oczy i zasnął snem sprawiedliwych, ale wiedziałem, że mama chce ze mną trochę pogadać i spędzić jak najwięcej czasu. Widujemy się bardzo rzadko, a ja nie miałem serca odbierać jej tych niewielu chwil, które spędzaliśmy razem, jak rodzina.
Prysznic był trzecią wojną światową, a ubranie się istną torturą. Gdy zszedłem na dół, nikogo nie zastałem. Wyszedłem więc na dwór i poszedłem do ogrodu, gdzie zauważyłem wszystkich członków swojej rodziny, łącznie z siostrą mamy i jej synem, Marco. Przywitałem się z piętnastolatkiem i usiadłem przy stoliku ignorując uszczypliwe komentarze ciotki. Nadal nie mogła mi wybaczyć, że kiedy przyjechała do nas rok temu, wymknąłem się z Marco do szopy i zjarałem z nim w ciągu godziny całą paczkę fajek. Młody miał wtedy tylko czternaście lat, a ja nieźle się uśmiałem, kiedy parskał jak wściekły krztusząc się dymem. Nie było mi do śmiechu, kiedy kochana ciotunia nas na tym przyłapała i w drodze do domu zdzieliła mnie kijem od miotły po dupie. Od tamtej pory było moją najbardziej znienawidzoną ciotką i unikałem jej jak ognia, co zresztą nie było trudne biorąc pod uwagę moje rzadkie wizyty w domu.
-Też ciocię kocham- mruknąłem z sarkazmem.
Bill siedział obok Marco i wesoło z nim gawędził zupełnie mnie ignorując. Nareszcie miałem trochę spokoju, chociaż jego fochy powoli zaczynały mnie wyprowadzać z równowagi. Swoją drogą byłem ciekawy, ile tak wytrzyma.
Gordon rozpalił grilla i piekł już na nim kiełbaski oraz szaszłyki.
-Tom, mogę pograć na twojej gitarze?- spytał Marco.
-Ok, możemy...
-Nigdzie nie pójdziecie sami. Thomasie, wstydź się!
-Tom!- poprawiłem ją ze złością.- Przecież ta gitara go nie zje!
-Ale ty tak- ucięła ciotka.
Głupawy uśmieszek na twarzy Gordona spowodował, że mimo wszystko odrobinę poprawił mi się humor. Mama wcisnęła mi do ręki szklankę soku pomarańczowego jakby dając do zrozumienia, że ma grzecznie pić i zatkać sobie nim buzię. Tak też zrobiłem.
Do wieczora było nuuuudno. Chociaż spałem ponad czternaście godzin, omal nie przyciąłem komara pod stołem. Kiedy więc ciotka wreszcie się pożegnała i zabrała Marco do samochodu, a potem pojechała w siną dal, odczułem ogromną ulgę.
Po kąpieli położyłem się na łóżku i z niecierpliwością czekałem, aż przyjdzie Bill. Bo to, że przyjdzie, było pewne. Mógł się na mnie dąsać, ale swojego ciała nie oszuka. Odczuwam przecież takie same potrzeby, jak on, więc chyba nic dziwnego, że potrafię tak dobrze go zrozumieć.
Pojawił się równo o północy. Wślizgnął się do mojego pokoju i zamknął drzwi na klucz, a potem podszedł do łóżka i wsunął się pod kołdrę obok mnie.
-Wiedziałem, że szybko ci przejdzie- powiedziałem z zadowoleniem w głosie. Bill nie potrafił się na mnie długo boczyć i nieraz już wykorzystywałem tą jego głupawą słabość.
-Do rzeczy- mruknął cicho od razu dobierając się do mojego przyrodzenia.
-Nie wiedziałem, że z ciebie taki perwers- zaśmiałem się unosząc biodra do góry i pomagając mu mnie rozebrać.
-I kto to mówi?
Prychnąłem tylko. Nie było sensu komentować. Przywarłem do jego ust na oślep pozbywając się jego ubrań. Już po krótkiej chwili moje dłonie błądziły po jego gładkiej i rozpalonej skórze, a słodkie jęki doprowadzały do szału. Powoli zatracałem się we własnym pożądaniu, w uwielbieniu do niego i nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Jednocześnie z uwielbieniem dla Billa przychodziła odraza do siebie, ale na czas naszych zbliżeń potrafiłem się pozbyć tego uczucia i zepchnąć je w sam kąt mojej podświadomości. Rozkoszowałem się jego uległością, słodkimi reakcjami na dotyk i tym, że to właśnie ja jestem przy nim w takich chwilach. Znaczyłem jego ciało swoimi pocałunkami jak mapę, na której zostawiałem ślady swojej bytności.
Nie pozostawał mi dłużny. Zachłannie oddawał każdy pocałunek w ogóle nieskrępowany moim dotykiem ani tym, że sam mnie dotyka.
-Chcę...- wyjęczał cicho, ale od razu uciszyłem go pocałunkiem. Dobrze wiedziałem, czego chce.
Oderwałem się od niego i wyciągnąłem z torby paczkę z prezerwatywą. Rozerwałem ją pospiesznie i nałożyłem na dwa palce. Najpierw coś dla niego, potem dla mnie.
-Tom... A może...- zaczął, ale przerwałem mu.
-Dzisiaj jeszcze nie- powiedziałem modląc się, aby nie nalegał. Po obejrzeniu filmu pornograficznego o gejach miałem do tego jak najbardziej zły stosunek. Nie potrafiłem jeszcze się na to zdobyć.
-Ale... Aach!- nie dałem mu skończyć pewnie wsuwając w niego dwa palce, na które wcześniej naciągnąłem gumkę. Od razu poruszyłem nimi wiedząc, że nie wyrządzę mu tym krzywdy. Na początku mimo jęków przyjemności Bill krzywił się z bólu, co mogłem dostrzec nawet w ciemnościach. Po chwili jednak rozluźnił się, a spomiędzy jego warg wydobywały się cichutkie jęki, kiedy sprawiałem mu przyjemność.
-Och!... Taak... Mhm!!!- jęczał wprost do mojego ucha, jakby podświadomie wyczuwał, że to mnie podnieca.
Z lekkim uśmiechem przyspieszyłem chcąc, żeby już skończył i zajął się mną. W końcu mój Tommy również oczekiwał uwagi.
Bliźniak wygiął się w łuk, a potem opadł na posłanie i znieruchomiał. Zadowolony z siebie zabrałem rękę i pozbyłem się prezerwatywy.
-Dlaczego nie chcesz...- wysapał zawiedziony.
-Teraz moja kolej- przerwałem mu po raz kolejny tego dnia.
-Ale... Eh...
Bill wyciągnął ręką i odszukał mojego członka, by zacisnąć na nim mocno palce, a potem swoimi ruchami doprowadzić mnie do spełnienia. Kiedy ja również byłem już zaspokojony, wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i odpaliłem sobie jednego.
-Tom, dlaczego nie chcesz we mnie wejść?- spytał zupełnie otwarcie.
A ja myślałem, że ten temat będzie go krępował, pomyślałem z zażenowaniem.
-Po prostu nie mam na to ochoty- odpowiedziałem. W sumie po części mówiłem prawdę. Nie miałem na to ochoty, bo bałem się jak cholera.
-Dlaczego?
-Po prostu nie. Jak mi przyjdzie na to ochota, wtedy to zrobię, ale nie mam zamiaru ulegać twoim naciskom.
Bill burknął coś cicho wstając z posłania.
-Dokąd idziesz?- zapytałem odruchowo zupełnie zapominając o swoich zasadach.
Czarny prychnął tylko ubierając się. Po chwili wyszedł z mojego pokoju bez słowa, a ja wzruszyłem ramionami gasząc peta w popielniczce. Automatycznie sięgnąłem po kolejnego papierosa i odpaliłem go sobie, po czym zupełnie nagi podszedłem do okna. Zakrztusiłem się, kiedy zobaczyłem Billa wychodzącego z podwórka i kierującego się w stronę lasu.
W oczach stanęły mi łzy, kiedy kaszląc podbiegłem do popielniczki i odłożyłem tam niedopalonego papierosa. Teraz już wiedziałem, jak czuł się Marco rok temu i wcale nie było to przyjemne uczucie.
W mgnieniu oka naciągnąłem na siebie ubrania i wcisnąłem stopy w buty ciesząc się, że nie trzeba ich wiązać. Wściekły wybiegłem z domu zaraz za moim kochanym braciszkiem, który za około trzy minuty dostanie lanie wszech czasów.



Bill
Wściekałem się na mojego bliźniaka jak diabli. Już nie chodziło o to, że kompletnie pogubiłem się w jego knowaniach.
Jemu po prostu siadło na mózg. I tyle.
Nie wiem, dlaczego wyszedłem z domu i ruszyłem do lasu w środku nocy, zamiast pójść do pokoju i rozpłakać się jak zwykle. Tak naprawdę bałem się jak cholera, nigdy nie lubiłem ciemności. Chociaż wychowałem się blisko lasu, nigdy nie lubiłem się w niego zapuszczać sam albo nocą.
Przetrzepałem kieszenie w poszukiwaniu fajek i prychnąłem wkurzony, kiedy ich nie znalazłem. Zostały w pokoju.
Skręciłem w jakąś polną drogę zagłębiając się coraz bardziej w las. Noc była ciepła, a księżyc dawał sporo światła. Moje oczy szybko przyzwyczaiły się do tego i bez problemu rozróżniałem kształty.
-Ty idioto!
Obejrzałem się zirytowany słysząc swojego bliźniaka. Poczułem nagle nieodpartą chęć, żeby się zemścić. Widząc, że jeszcze nie skręcił w odpowiednią drogę, szybko rozejrzałem się na boki i schowałem się w jakieś krzaki. Kucnąłem i wyjrzałem zza gałęzi oczekując przybycia jaśnie panicza Toma. Zachichotałem cicho mając nadzieję, że zwyczajnie go wkurwię. Może trochę zmądrzeje.
Wrzasnąłem teatralnie chcąc napędzić mu stracha.
-Pomocy!- wydarłem się rozpaczliwie. Zawsze byłem dobrym aktorem, więc z dramatyzmem nie miałem najmniejszego problemu.



Tom
Szedłem szybkim krokiem wchodząc coraz głębiej w las. Od pewnego czasu nie widziałem już naszego domu. Z każdą kolejną mijającą minutą moja wściekłość rosła. Nawet nie było mi zimno w samej koszulce i cienkiej bluzie, moja złość zwyczajnie mnie ogrzewała. Miałem ochotę zapalić kolejnego papierosa, ale powstrzymałem się skupiając na wypatrzeniu tego kretyna.
Nagle usłyszałem przerażający wrzask i zatrzymałem się zaskoczony. Mógłbym przysiąc, że słyszałem krzyk Billa.
-Pomocy!
Poczułem, jak oblewa mnie przerażenie.
-Bill?!- wrzasnąłem na całe gardło i biegiem ruszyłem w las nie zastanawiając się nad tym, co robię. Biegłem na oślep niezdarnie mijając drzewa i starając się poruszać w miarę wzdłuż drogi. Dobrze znałem te lasy, ale po ciemku ciężko jest odnaleźć drogę. Serce biło mi jak oszalałe, a zimny pot chłodził rozgrzaną skórę.
-Bill?!- krzyknąłem.
Wszędzie dookoła panowała złowieszcza cisza. Gdzieś w oddali usłyszałem jedynie pohukiwanie sowy, wiatr poruszał koronami drzew sprawiając, że ocierały się o siebie wydając dźwięk iście z horroru.
A bliźniaka ani śladu.
-Bill?!- krzyknąłem ponownie nie wiedząc, co mam o tym myśleć. Równie dobrze mógł to być jakiś kawał z jego strony, ale co, jeśli nie? Jeśli naprawdę coś mu się stało? Wolałem zrobić z siebie durnia niż pozwolić skrzywdzić tą czarną, pomalowaną niezdarę.
Niechno ja go tylko dorwę!



Bill
Słyszałem nerwowe nawoływanie brata i miałem jakąś głupią satysfakcję, że udało mi się go wyprowadzić z równowagi.
-Sam tego chciałeś- burknąłem cicho.
Nasłuchiwałem czekając na jego kolejny ruch. Gdy usłyszałem, jak w pobliżu mnie strzelając gałązki, zamarłem. Jaki cudem ten kołek mnie znalazł? I to w dodatku tak szybko...?!
-Tom?- spytałem niepewnie.
Włosy zjeżyły mi się na głowie, kiedy w odpowiedzi usłyszałem ciche chrumkanie. Mój bliźniak z pewnością nie potrafi naśladować tego dźwięku.
-Aaaa!!!!
Wydarłem się jak głupi i wyrwałem z krzaków potykając się o każdy najdrobniejszy kamyczek. Biegłem ile sił w nogach wrzeszcząc jak oszalały. Miałem głupie wrażenie, że dzik cały czas biegnie za mną i ma ochotę mnie pożreć. Darłem się tak głośno, że dziwiłem się, iż nie ogłuchłem. Robiłem krótką pauzę dla nabrania oddechu, po czym znowu krzyczałem jak opętany.
Potknąłem się i przewróciłem zdzierając skórę na rękach i kolanach, ale szybko się podniosłem i chwiejnie pobiegłem dalej.
Wybiegłem na drogę i nagle wpadłem na coś z wielkim impetem. Moja klatka zatrzymała się na tym czymś, a nogi wystrzeliły do góry, po czym w następnym ułamku sekundy spadłem plecami na twardą ziemię. Jęknąłem z bólu na chwilę przerywając swój dziki wrzask.
-Bill? Nic ci nie jest?
Kiedy usłyszałem zatroskany głos Toma, cały strach i napięcie wyparowały ze mnie. Przytuliłem się do niego mocno.
-D-dzik! Tam b-był d-dzik! W-wielki, w-wielki d-dzik! I... O-on... On...- jąkałem się nie mogąc złożyć nawet jednego sensownego zdania.
Tom parsknął śmiechem, a ja poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Nadal byłem w lekkim szoku, a reakcja Toma w ogóle nie przypadła mi do gustu. Odsunąłem się od niego i wstałem z prędkością światła ruszając w stronę domu. Teraz, kiedy on tu był, już się nie bałem. To, że nie miałem ochoty z nim gadać, to już inna bajka.
-Bill...?
Dzielnie powstrzymywałem łzy, dopóki nie wypowiedział tego jednego głupiego słowa, a mianowicie mojego imienia. Rozbeczałem się. Nie tyle ze strachu, co z upokorzenia. To i odrzucenie to dwa uczucia, które od zawsze bardzo źle znosiłem. Bardzo.
Resztę drogi do domu siedziałem cicho nie chcąc po sobie pokazać, że ryczę. Tom nie wiedząc o tym nabijał się ze mnie całą drogą.

1 komentarz:

  1. Jak to jest, że nawet chcąc sie zemścić.. To Bill wpada w kłopoty? No chore czy chore?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)