Robin
– Uważaj!
Za późno. Piłka, którą
drużyna przeciwników cisnęła w stronę Angeli, rąbnęła mnie prosto w nos –
dziewczyna miała na tyle rozumu, żeby się schylić. Ja schowałem się za nią i
nie zdążyłem zareagować.
– Och, wybacz, Robin –
mruknęła ze skruchą. – Mogłam złapać.
– W porządku –
mruknąłem, starając się nie jęczeć z bólu. Leciała mi krew, ale tylko trochę,
za to bolało jak cholera. – Nic mi nie jest. Moja wina.
– Na pewno ok? Krew ci
leci.
– W porządku, nie
musisz się martwić – uśmiechnąłem się lekko.
Angela odwzajemniła
gest.
– Chodź do łazienki.
Phil złapał mnie za
nadgarstek i ściągnął z boiska.
– Graj dalej, poradzę
sobie – powiedziałem zdziwiony. Był najlepszy w naszej drużynie, więc powinien
jakoś pozbijać tych z przeciwnej, żebyśmy wygrali. Nauczyciel obiecał dobre
oceny dla zwycięzców, więc było o co walczyć, zwłaszcza że ludzie z mojej kasy
raczej nie kwapili się do zbyt częstego stawiania się na lekcji wychowania
fizycznego.
– Dadzą sobie radę.
Pokaż to.
Wciąż zdziwiony,
pozwoliłem sobie pomóc. Mokrą chusteczką starł mi krew z twarzy, a potem dał
drugą suchą, żebym mógł zatamować krwotok. Patrzył mi w oczy z dziwną troską,
która…
No, ej, powiedziałem
mu, że jestem gejem. Zakochanym w nim w dodatku. Powinien się czuć niezręcznie,
prawda? W takim razie może mi ktoś wyjaśnić, dlaczego to ja czułem się wybitnie
nie na miejscu? Sam nie wiedziałem, czemu – spełniło się w końcu moje marzenie.
Phil zaczynał zwracać na mnie większą uwagę. Może czułem się tak dziwnie
dlatego, że to było niespodziewane. Może właśnie dlatego, że to było moje
marzenie i tak naprawdę nie wierzyłem w to, że się spełni? Jedno było pewne.
Cała ta sytuacja była
wybitnie dziwna.
– Idę na lekcję –
powiedział w końcu, uśmiechając się lekko. – Dasz sobie radę sam, nie?
Prychnąłem.
– No, pewnie. Za kogo
mnie masz?
Prawdopodobnie za
ciotę, odpowiedziałem sobie w myślach. Gdy wyszedł, westchnąłem ciężko i
spojrzałem w lustro. Mój nos był cały czerwony.
– No, super.
Sebastian
– Kto wie, jaka to
będzie hybrydyzacja?
Cisza. Jeden Rai
podniósł niepewnie rękę. Zignorowałem to.
– Naprawdę nikt?
Przecież to nie jest aż takie trudne! Wałkowaliśmy teorię przez dwie lekcje!
Rai, opuść rękę. Jestem świadom tego, że wiesz. Chcę, żeby ktoś inny trochę
pomyślał.
Dalej nikt się nie
odzywał. Nie byłem pewny, czy naprawdę tego nie rozumieją, czy po prostu mają
mnie w dupie.
– Czekam na odpowiedź.
Pomyślcie trochę.
Dalej cisza.
Rozejrzałem się po klasie. Zauważyłem, że kilka osób bawi się telefonami, dwie
grają w kółko i krzyżyk, kilka uczy się z innych przedmiotów, a pozostali
próbują wtopić się w ławkę, żeby tylko nie wyczytać ich nazwiska. Miałem dość
już po ostatniej ich kartkówce, ale chyba jednak jestem masochistą.
– W porządku –
stwierdziłem. – Skoro w taki sposób nie potrafię was zainteresować lekcją,
wyciągacie karteczki. – Zbiorowy jęk trochę poprawił mi humor. Może jak wstawię
im jeszcze kilka jedynek, zmądrzeją. – Jeśli myślicie, że śliźniecie się na
dopku do następnej klasy, jesteście w błędzie. Nie przepuszczę nikogo, jeśli
nie będzie miał chociaż podstawowej wiedzy. Wszyscy już mają kartki? Rai, ty
napiszesz przy moim biurku. Chodź. – Chłopak bez słowa wstał i usiadł na
wskazanym przeze mnie miejscu. – W porządku. Tylko jedno pytanie, a mianowicie
– co to jest hybrydyzacja? Wszyscy zapisali to niezwykle skomplikowane
gramatycznie zdanie? Macie pięć minut. Do dzieła.
Minęła może minuta,
kiedy Rai podał mi swoją kartkę z niepewnym uśmiechem. Przeczytałem jego
definicję i skinąłem głową na znak, że dobrze. Po pięciu minutach zebrałem wszystkie
kartki, Rai wrócił na miejsce, a ja błyskawicznie sprawdziłem kartkówki.
Właściwie nie było co sprawdzać.
– Rai, dziewięć na
dziewięć.
– To było na dziewięć?
– spytał ktoś zdziwiony.
– Oczywiście.
– Jak pan chce ocenić
jedną definicję na dziewięć?
– To proste –
uśmiechnąłem się zimno. – Albo umiesz, albo nie.
– Ale to nie fair! –
zaprotestował ktoś.
– Życie też nie jest
fair! – odparowałem. – Zadałem wam najprostsze pytanie, jakie tylko mogłem
zadać. Pierwsza, krótka definicja pod tematem, coś, bez czego nie jesteście w
stanie zrozumieć kolejnych zagadnień. Na trzydzieści osób w klasie, dwadzieścia
pięć dostało szmaty. Czterem wstawiłem po cztery punkty, za połowicznie
napisaną definicję, ale nie jest to powód do dumy. Usadzę was wszystkich, jeśli
będzie trzeba.
– Jesteśmy
humanistami, po prostu nie rozumiemy chemii – odezwał się ktoś.
– Nie wiedziałem, że
humanista jest synonimem słowa „debil”.
– Nie każdy musi być
dobry ze wszystkiego.
– Nie kazałem wam
pisać równań, tylko teorię. Humaniści są dobrzy w kuciu regułek na pamięć,
prawda? Nauczenie się kilku z chemii to taki wielki problem? Jeśli chcecie,
zacznę wam robić sprawdziany z zadań. Dla mnie nawet lepiej, łatwiej się je
sprawdza.
Dzieciaki patrzyły na
mnie nienawistnie. Od protestowania powstrzymał je dzwonek. Wciąż wściekłe, spakowały się i wyszły. Tylko
Rai się pożegnał jak na wychowaną osobę przystało. Z jakiegoś powodu był
jedynym uczniem, do którego mówiłem po imieniu… Cholera.
Wpisałem oceny do
dziennika i uśmiechnąłem się na myśl o kartkówce, jaką zrobię tym wstrętnym
bachorom na następnej lekcji. Nauczę ich podstaw chemii, choćby mnie to miało
zabić.
Następną lekcję miałem
z klasą Robina. Brown zachowywał się tak, jak zawsze, żadnych plotek na temat
tego, że jestem pedofilem, nie słyszałem, więc zapewne postanowił trzymać gębę
na kłódkę. Oczywiście. Jeśli chciał przekonać Robina, że ma czyste intencje,
dochowanie tajemnicy było jak najbardziej odpowiednim krokiem. Kusiło mnie,
żeby przeczołgać go z jakichś trudnych zadań, ale odpuściłem sobie. To nie
byłby dobry ruch i nie chciałem też przenosić prywatnego życia na zawodowe.
Fakt, że miałem nad gówniarzem chociaż minimalną władzę, trochę uspokajał moje
skołatane nerwy. Nie miałem złudzeń co do przyszłości, ale nie chciałem oddać
Robina bez żadnej walki. Oczywiście, nie zamierzałem nagle spełniać jego
zachcianek i obsypywać kwiatami. Na takie zagrania czułem się już za stary.
Jeżeli Robin ma wybrać mnie, to zrobi to nie dlatego, że głaskam go po główce,
tylko dlatego, że lubi mnie takim, jakim jestem naprawdę. Czyli chujem, skoro
już jestem ze sobą szczery. Wydawało mi się, że traktowałem dzieciaka dobrze.
Jeśli jednak to jest za mało, chyba będę zmuszony trochę pocierpieć już po jego
stracie, bo to, że odejdzie, było dla mnie oczywiste.
– Na zadanie domowe
kilka zadanek. Od 1.1 do 1.82. (Ja tak na serio miałam na chemii, ale ten
facet, który mnie uczył, był po prostu the best;) – dop.aut.)
– Kilka? – spytał
Brown kpiąco.
– Oczywiście.
Przypominam, że są na ocenę. Powtórzcie też właściwości alkanów, alkenów i
alkinów, bo te zagadnienia będą nam potrzebne na następnej lekcji. Jakieś
pytania do tego, co przerabialiśmy dzisiaj?
Kilka osób podniosło
ręce i po kolei pytałem, o co chodzi. Już się nauczyli, że jeśli naprawdę
czegoś nie wiedzą, mają się zgłaszać. Rozumiałem, co ich przed tym
powstrzymywało – po prostu bali się, że ich wyśmieję za jakieś banalne pytania,
ale przecież tak nie było. Od tego jest szkoła, żeby rozwiać jakiekolwiek
wątpliwości nawet odnośnie najbardziej banalnych rzeczy. Właściwie cieszyłem
się, kiedy pytali, bo to oznaczało, że słuchali i mieli jako takie pojęcie o
temacie. Jako nauczyciel chyba o niczym innym nie mogłem marzyć i w sumie
cieszyłem się, że była chociaż jedna klasa, która doceniała moje wysiłki.
Zadzwonił dzwonek.
Kiedy zacząłem zbierać papiery z biurka, zobaczyłem, że Brown najpierw kładzie
Robinowi rękę na ramieniu, a potem zaciska ją na jego nadgarstku i ciągnie
gdzieś, uśmiechając się szeroko. Zanim wyszli z klasy, Brown uśmiechnął się z
triumfem w moją stronę. Z trudem zachowałem kamienną twarz, czując ogarniającą
mnie panikę.
Wygrywał, właściwie
nie wkładając w to żadnego wysiłku. Robin mógł być mój ciałem, ale jego serce i
dusza należało do Phila Browna.
Nic nie mogłem na to
poradzić.
Ostatnia lekcja
doprowadziła do tego, że tylko rozbolała mnie głowa. Kolejna klasa, która nie
miała kompletnie pojęcia, co my właściwie robimy na zajęciach. Miałem ochotę
krzyczeć, tupać i skakać, byle tylko jakoś się wyładować. Nadmiar negatywnej
energii wpływał na mnie naprawdę koszmarnie.
– Wyglądasz jak zombie
– mruknął Atkinson, rzucając mi niechętne spojrzenie. Prócz niego już nikogo w
środku nie było.
– Sprowokuj mnie, a
skończysz jako przekąska – warknąłem w jego kierunku, odwieszając na miejsce
kluczyki i wkładając dziennik w ostatnią przegródkę.
Matematyk prychnął,
poprawiając na nosie okulary. Podszedłem do zlewu – tak, nawet zlew był w
pokoju nauczycielskim – i umyłem swój kubek. Odstawiłem go na miejsce i
pozbierałem swoje rzeczy. Wsadziłem do torby kartkówki, a książkę, którą
skonfiskowałem jednej uczennicy, zostawiłem na wierzchu. Jeśli będzie miała
szczęście, ktoś jej ją odda. Chyba.
– Nie powiem
dyrektorowi o tym, co zrobiłeś, ale to tylko dlatego, że Linn wydaje się ciebie
naprawdę lubić – burknął w moją stronę. – Niemniej jednak uważam, że popełniasz
wielki błąd, a twoje zachowanie jest niemoralne i nieetyczne. Będę miał na
ciebie oko.
– Tak, tak…
Oczywiście. Rób ze mnie pedofila.
Mój telefon zawibrował
w kieszeni spodni. Wyciągnąłem go i odczytałem wiadomość od Robina.
„Nie czekaj dzisiaj na
mnie. Wrócę sam ok. 18. Zamów pizzę czy cośJ”
– Kurwa – mruknąłem,
ze złością wciskając telefon do kieszeni. Linn z pewnością będzie się gdzieś
włóczył z Brownem! Mogłem mu nie dawać tych pieprzonych stu euro w ramach
kieszonkowego! A chciałem być miły! Tylko miły! – Ja pierdolę!
Zarzuciłem kurtkę na
ramiona, wziąłem torbę i niemal tratując Atkinsona, wyszedłem z pokoju
nauczycielskiego. Byłem tak zajebiście wściekły, że nie da się tego wyrazić
słowami.
Robin
– Jesteś pewien, że
chcesz iść tam ze mną? – spytałem niepewnie.
Od śmierci rodziców
minęły już prawie trzy miesiące. Nie licząc pogrzebu, byłem na ich grobie tylko
raz. Nie czułem potrzeby odwiedzania ich ani modlenia się za nich. To smutne,
ale nic nie mogłem na to poradzić. Czułem się, jakbym stracił ich o wiele
wcześniej, a ich śmierć była tylko formalnością.
Zdałem sobie sprawę,
że mieszkam z Sebastianem już trzy miesiące! Wow. Dopiero teraz sobie to
uświadomiłem.
Było dobrze. Seba
traktował mnie naprawdę… czule. Opiekował się mną bardziej niż ktokolwiek
mógłby go podejrzewać. Był zdecydowanie lepszym kompanem niż początkowo
sądziłem. Rozumiał mnie zaskakująco dobrze. Był gejem i dzięki temu mogłem go
pytać o różne rzeczy, a on mi odpowiadał. Uczył mnie chemii. I przytulał za
każdym razem, kiedy w snach nawiedzało mnie widmo rodziców. Pełnił w moim życiu
zdecydowanie większą rolę niż partner do łóżka. Nie wiedziałem tylko czy to
dobrze, czy źle.
– … i jeśli tylko
tobie to nie przeszkadza, z chęcią ci potowarzyszę.
Spojrzałem na Phila.
Musiał coś do mnie mówić od dłuższej chwili, ale ja chyba się zwyczajnie
wyłączyłem. Pierwszy raz w jego obecności, jeśli mam być szczery.
– Dawno już u nich nie
byłem. Niestety, nie byli tacy fajni jak twoi.
Phil wzruszył
ramionami.
– Są normalni i tyle.
– Mówisz tak, jakbyś
nie znał moich.
Zaśmiał się.
– Punkt dla ciebie.
Weszliśmy do małego
sklepiku przy drodze, gdzie kupiłem dwa proste znicze i zapałki, za które
zapłaciłem ledwie pięć euro. Trzydzieści pięć schowałem do kieszeni, a
sześćdziesiąt podałem Philowi.
– Co? – spojrzał na
mnie zdezorientowany.
– Pożyczałem. Oddaję
na razie tyle.
– A, racja – zaśmiał
się i wziął pieniądze. – Nigdy nie zapomnę, kiedy zadzwoniłeś do mnie i jak
nakręcony zacząłeś nawijać, że pilnie potrzebna ci kasa. Na co ją właściwie
wydałeś?
Był naprawdę ciekawy,
ale ja tylko wzruszyłem ramionami, nie mając zamiaru odpowiadać. Na pewno nie
byłby zbytnio zadowolony, gdyby się dowiedział, że kupiłem za nie prezent dla
Sebastiana na urodziny. Czasami lepiej jest żyć w błogiej nieświadomości.
– Gdzie zgubiłeś Lucy?
– zmieniłem temat.
Tym razem to on
wzruszył ramionami.
– Powiedziałem, że
ostatnio spędzałem z tobą mało czasu i że na pewno czujesz się pominięty.
Zakomunikowałem jej, że dzisiejszy dzień spędzę z tobą i olałem ją.
– Myślałem, że ci na
niej zależy – zdziwiłem się.
– Bo zależy, ale
przecież związek to nie jakieś niewolnictwo czy coś. Nie muszę się jej ze
wszystkiego spowiadać ani pytać jej o zgodę, kiedy chcę spędzić trochę czasu z
kumplem.
– To i tak dziwne –
mruknąłem, po czym zażartowałem. – A mógłbyś ją teraz bzykać… Naprawdę ci to
nie przeszkadza?
Phi był chyba
zdumiony, że tak łatwo z tego żartuję, skoro mi się podoba. A może już
zapomniał o tym, co mu powiedziałem?
Nie, chyba nie,
doszedłem do wniosku, patrząc mu w oczy. Nie zapomniał i chyba nawet mu to
schlebiało.
– Zawsze mogę pobzykać
ciebie – odparł lekkim tonem.
Zmyliłem kroku,
rzucając mu pełne zdumienia spojrzenie. Jezu, czy on naprawdę to powiedział?
Widząc moją minę,
roześmiał się, ale nie brzmiało to całkiem szczerze.
– Żartowałem. Chociaż,
szczerze powiedziawszy, zaintrygowałeś mnie – przyznał, patrząc w dal. – Nigdy
się nie zastanawiałem nad tym, jak to jest między dwoma facetami. Jakoś nie
mogę sobie wyobrazić na przykład ciebie z Bootem, chociaż scenę z kuchni mam
wciąż przed oczami… – skrzywił się, a ja zarumieniłem się ja piwonia. Co za
upokorzenie! – W każdym bądź razie, zastanawiałem się, czy ja bym tak mógł.
Na usta cisnęło mi się
pełne zaciekawia „i?”, które ledwo co powstrzymałem. Nie miałem zamiaru poniżać
się jeszcze bardziej. Moje serce biło dziwnie szybko, właściwie nawet nie zauważyłem,
kiedy zaczęło tak dudnić.
– Po dwóch głębszych
chyba każdy może – odparłem niechętnie, próbując obrócić jego słowa w żart.
Nie pozwolił mi na to.
– Nie myślałem jednak
o dwóch głębszych, tylko tak… normalnie. Jak robię to z Lucy.
– Raczej nie byłaby
zadowolona z tego, co mówisz.
Weszliśmy przez
ogromną bramę na cmentarz i lawirując pomiędzy nagrobkami, rzucaliśmy sobie
spojrzenia – ja niepewne, a on pełne dziwnej determinacji, której nie
rozumiałem. Co on chciał mi właściwie powiedzieć?
– Przecież tego nie
słyszy, a ty jej nie powtórzysz. Nie wiem, w czym problem.
– To twoja dziewczyna.
Powinieneś ją szanować.
– Szanuję. Gdybym nie
szanował, zdradzałbym ją.
– To, że nie zdradzasz
jej cieleśnie, nie oznacza, że nie robisz tego w myślach.
– Nie udawaj takiego
świętoszka – mruknął, uderzając mnie w ramię. – Pytam cię czysto teoretycznie.
Ile razy zdradziłeś w myślach tego pożal się panie boże belfra, odkąd
dogadzacie sobie w wolnych chwilach?
Odpowiedź na to
pytanie była dla mnie kolejnym szokiem, bo gdy to szybko przekalkulowałem,
stało się jasne, że nie zrobiłem tego nigdy. Nigdy, kiedy dotykałem, całowałem
lub kochałem się z Sebastianem nie pomyślałem, że robię to z kimś innym. Nigdy
nie wyobrażałem sobie na jego miejscu nikogo innego. Fakt, wcześniej nieraz to
robiłem, a gdy zastanawiałem się, jak to jest mieć w sobie czyjegoś penisa, w
moich myślach był Phil i to on mnie posuwał. Nieważne było, jak, lecz to, że w
ogóle to robił. Myślałem o nim naprawdę często, a żeby jakoś się tych myśli
pozbyć, uczyłem się. Rezultaty właściwie doskonale widać.
– No, właśnie –
odpowiedział sam sobie triumfalnie, błędnie odczytując moją skonsternowaną
minę. – Więc nie praw mi morałów.
– Nie prawię –
warknąłem, gdy stanęliśmy przed wspólnym grobem moich rodziców. – Jestem od
tego naprawdę daleki. – Przeżegnałem się i zacząłem modlić cichutko, prosząc o
zbawienie dla duszy moich rodziców. Może nie będę mnie już więcej prześladować
w snach? Gdy skończyłem, w ciszy zapaliłem im znicze i postawiłem na grobie.
Phil przeżegnał się, kończąc modlitwę. – Lucy ci ufa i na pewno byłoby jej
przykro, gdyby to usłyszała.
– A od kiedy się o to
martwisz? Powinieneś się cieszyć.
– Dlaczego? –
spytałem, chociaż, oczywiście, miał rację.
– Bo mnie kochasz.
Tu musiałem
spoważnieć.
– Wyjaśnijmy sobie
coś. To, że coś do ciebie czuję…
– Kochasz mnie –
przypomniał mi niemal okrutnie.
– W porządku, kocham!
Nie oznacza to jednak, że dam ci się zmanipulować. Jesteśmy przyjaciółmi, Phil
i nigdy tak naprawdę nie oczekiwałem, że będziemy dla siebie kimś więcej. Mogę
być zazdrosny o twoje kontakty z Lucy, ale to nie oznacza, że cieszyłoby mnie,
gdybyś ją skrzywdził. Rozumiesz?
Nie byłem do końca
szczery, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Tak naprawdę utopiłbym Lucy w
łyżeczce wody przy pierwszej lepszej okazji i miałem z tego powodu okropne
wyrzuty sumienia. Wiedziałem jednak, że nie mogę mu o tym powiedzieć. Nie
mogłem dać mu aż takiej władzy nad sobą. Mógł być moim przyjacielem, ale w
obecnej sytuacji, prawdopodobni by mnie w końcu zniszczył. Chcący czy nie – to
już nie miałoby znaczenia.
– Chodzi ci o to, że
dopóki jestem z Lucy, nie pozwolisz mi na żaden… bliższy kontakt z tobą?
Spojrzałem na niego ze
zdumieniem. Co to w ogóle było za pytanie?
Zmarszczyłem brwi.
Nigdy nie uważałem się za idiotę, wręcz przeciwnie, powiedziałbym nawet, że
jestem całką inteligentną osobą. Miałem jednak wrażenie, że coś zupełnie mi się
pokręciło! Przecież Phil nie mógł sugerować tego, co… sugerował! To niemożliwe!
– Dlaczego się tak na
mnie patrzysz? – spytał, chyba lekko speszony. Przeniósł ciężar ciała na drugą
nogę.
– Czemu się tak
patrzę? Serio? Phil, czy ty właśnie zasugerowałeś, że masz jakieś… zamiary
względem mnie?
Phil podrapał się po
głowie, wzdychając ciężko. Zarumienił się lekko.
– To było czysto
teoretyczne pytanie.
– I pewnie oczekujesz
czystko teoretycznej odpowiedzi? – spytałem ironicznie.
– Już ci mówiłem, że
rozbudziłeś moją ciekawość. Mam wrażenie… Mam wrażenie, że wcześniej po prostu
nigdy nie rozpatrywałem naszej znajomości w takich kategoriach. Trochę się w
tym pogubiłem. Robin, znasz mnie. Wiesz, że nie mam zbyt wielkich oporów przed
wieloma rzeczami. Po prostu jestem ciekawy czy… – urwał.
– Czy? – spytałem,
chociaż wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł. Nie mogłem się jednak
powstrzymać, tak jak nie mogłem wpłynąć na to, że bez powietrza bym umarł.
– Czy spodobałoby mi
się, gdybym ja... Gdybyś ty… W sensie, gdy my… Och, wiesz, o co mi chodzi.
Powiedz to, prosiłem w
myślach. Chcę to usłyszeć.
– Gdyby co?
Blondyn spojrzał w
bok.
– Gdybyśmy się… p–pocałowali.
Albo dotykali.
To się nie dzieje,
myślałem zszokowany. To nie może być prawda! Phil zainteresowany… mną? Czy to
oznaczało, że gdybym nie był takim tchórzem i przyznał się do tego wcześniej, w
chwili obecnej najprawdopodobniej bylibyśmy parą? To do niego bym się
przytulał? To on, tak jak w moich marzeniach, byłby moim kochankiem?
Nie mogłem w to
uwierzyć.
– Nie chcę być twoim
eksperymentem – mruknąłem pierwsze, co mi przyszło do głowy.
– Wiem – odpowiedział.
I chyba naprawdę
wiedział.
Nie wracaliśmy więcej
do tematu. Poszedłem z nim na hot doga, a potem jeszcze odwiedziłem mojego
małego pupilka. Machał wesoło ogonem, kiedy wyjąłem go z kartonu i przytuliłem.
– Szkoda, że nie mogę cię przygarnąć –
powiedziałem mu chyba po raz setny. Spędziłem z nim trochę czasu, a potem
wróciłem do domu.
Sebastian
Nosiło mnie po całym
mieszkaniu. Zamówiłem pizzę, ale nawet jej nie dotknąłem. Jakoś straciłem
apetyt. W końcu zdecydowałem się położyć spać, żeby szybciej minął mi czas. Nie
miałem ochoty kompletnie na nic. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby już był
następny dzień. No i żeby był lepszy od tego, bo ten… Grr…
Przewracałem się z
boku na bok, zagrałem w pasjansa na komputerze, znowu się trochę powierciłem na
łóżku. W końcu zrobiłem się śpiący, ale nie mogłem zasnąć ze świadomością, że
oni są teraz RAZEM. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Paląca zazdrość była
tak destrukcyjna, że niemal wypalała mi żyły. Wiedziałem, że nie powinienem
czegoś takiego czuć, że Robin nie znaczy dla mnie aż tyle, a jednak gdzieś tam
w podświadomości wciąż to we mnie siedziało i nie dawało o sobie zapomnieć.
Wychodzi na to, że
jestem niezwykle zaborczą osobą.
Usłyszałem dźwięk
klucza przekręcanego w zamku, a potem ciche skrzypienie drzwi. Chwila niemal
idealnej ciszy, przerywana szuraniem materiału, a potem w drzwiach pojawił się
Robin, najwyraźniej zdziwiony tym, że leżę.
– Źle się czujesz? –
spytał z troską.
Nie, nie czułem się
źle. Już nie.
– To był po prostu
męczący dzień – odparłem wymijająco.
Uśmiechnął się lekko.
Odłożył plecak, zdjął bluzę i wsunął się pod kołdrę obok mnie.
– Trochę leniuchowania
nikomu nie zaszkodzi – rzucił, kładąc się do mnie tyłem i wciskając swój tyłek
w moje krocze. Objąłem go w pasie i przysunąłem jeszcze bliżej. Pocałowałem go
lekko w kark i zamknąłem oczy z przeświadczeniem, że ten dzień… wcale nie był
taki zły. W końcu nie mógł, skoro Robin i tak skończył w moim łóżku, prawda?