Te całe „randki” przydarzyły nam
się jeszcze dokładnie trzy razy w ciągu kolejnego miesiąca. Żaden z nas nie
pracował, obaj nie mieliśmy żadnych większych zobowiązań, jedynie powoli
nagrywaliśmy kawałki do nowej płyty, więc mogliśmy wyjść kiedy nam się żywnie
podobało.
Pierwsza randka po tej pierwszej randce, czyli właściwie druga,
była zupełnie inna. Poszliśmy do kina na komedię, przy której obok pękaliśmy ze
śmiechu, szturchając się, rzucając popcornem w innych ludzi (aż nas wyrzucono),
a potem spacerując po mieście i jedząc lody. Trzecia randka była wizytą w zoo.
Tom i ja byliśmy absolutnie straszni, jeśli chodzi o zwierzęta. Od małego je
uwielbialiśmy i świetnie razem się bawiliśmy, podziwiając zwierzęta, które tam
zobaczyliśmy. Spędziliśmy w zoo cały dzień i wyszliśmy z bólem serca i
obietnicą, że jeszcze tam wrócimy. Czwartą randką był piknik w parku, kiedy
trochę się ochłodziło i mogliśmy wytrzymać na dworze bez klimatyzacji. Tom
załatwił przepyszne jedzenie, kubeł lodów i siebie.