piątek, 28 lipca 2017

Rozdział 7[G2]

Dzień po zawsze jest trochę niezręczny, zwłaszcza po seksie, który wziął cię z zaskoczenia. Dosłownie?
W każdym razie, tego się właśnie spodziewałem. Niezręczności i niepewności, co teraz. Czy to oznaczało, że my coś ten teges, czy był to tylko ten jeden raz, kiedy zaćmiło mi mózg? Wiedziałem, że Pascal chciał mnie pocałować już wcześniej, tak jak on wiedział, że totalnie na to wtedy czekałem. Nie oznaczało to jednak, że coś z tego od razu musiało być, mógł być ciekawy. Tak jak i ja, szczerze mówiąc.
Nie miałem pojęcia, co Pascal o tym wszystkim myślał, ba! Nie miałem pojęcia, co ja sam o tym wszystkim myślałem. Rozważałem wcześniej seks z facetem, jasne, ale coś więcej? Nie bardzo. Nie chciałem za bardzo wybiegać myślami w przyszłość, ale ewentualny „związek” zdecydowanie był na horyzoncie i wolałem być przygotowany.

piątek, 21 lipca 2017

Rozdział 6[G2]

 Dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie. Nim się obejrzałem, walizka stała spakowana w rogu pokoju i gotowa do drogi. Ogarnąłem jeszcze pokój, nie chcąc zostawiać syfu na święta. Pascal pytał mnie, czy w razie gdyby ktoś mu się zwalił na łeb, to może skorzystać z mojego pokoju, więc tym bardziej nie chciałem zostawiać pokoju w nieładzie.
Pascal też już posprzątał swój pokój, mimo że dopiero za dwa dni jechał do swojego ojca, gdzie z nim i Travisem miał spędzić święta. Ja cieszyłem się przede wszystkim na dni, które miałem spędzić w górach. Mimo tego, że szukałem na ostatnią chwilę, udało mi się znaleźć dość tani hostel. To miał być mój pierwszy raz, kiedy będę jechał sam, ale jakoś mnie to zbytnio nie bolało. Lucy nie umiała jeździć na snowboardzie i zawsze zostawała w tyle, więc żadna strata, a z rodzicami ani myślałem jechać.
Poszedłem do kuchni, słysząc że Pascal ostro tam rządzi. Na stole postawił swojego laptopa, z którego leciała muzyka. Brunet podśpiewywał cicho, szorując lodówkę.
– Pomóc ci z czymś? – spytałem.

piątek, 14 lipca 2017

Rozdział 5[G2]

Nim się obejrzałem, listopad się skończył. Na dworze zrobiła się prawdziwa pizgawica i jakby tego było mało, zaczęło lać. Idąc na zajęcia pierwszego grudnia miałem ochotę się zwyczajnie zastrzelić. Tyle dobrze, że wreszcie dałem Pascalowi kasę za czynsz – zaległy listopad i z góry za grudzień. Czułem się o niebo lepiej, nawet jeśli Pascal kompletnie nie robił mi problemów z tą kasą i mówił, że nigdzie się nie pali i mogę mu zapłacić, kiedy będę miał z czego. Jego podejście trochę mnie irytowało – jak zwykle zresztą – bo tego typu zachowanie utrudniało mi nielubienie go. Ale whatever.
Na pierwszych zajęciach był hiszpański, gdzie już miałem zaklepane miejsce z Weroniką. Uwielbiałem ją – była sarkastyczna i przy tym zabawna. Robiła sobie jaja ze wszystkiego i wszystkich. Jej komentarze już nie raz doprowadziły do tego, że ze śmiechu leciały mi łzy.
– Jaka historia na dziś? – spytałem, siadając obok niej w sali.
Oderwała głowę od swoje czytnika e–booków i spojrzała na mnie trochę nieprzytomnie.
– He?
– Jaką masz dla mnie historię na dziś?
Zamrugała, zastanawiając się przez chwilę. Albo po prostu próbując zmusić swoje szare komórki do pracy, kto wie.
– Eee… już chyba wyczerpałeś to źródełko, wiesz?

piątek, 7 lipca 2017

Rozdział 4[G2]

Czas mijał.
Tak, wiem, Ameryki nie odkryłem, ale tak rzeczywiście było. Szybko wpadłem w nową rutynę, mimowolnie zaskoczony tym, jak bezkonfliktowe było mieszkanie pod jednym dachem z Pascalem. Cóż, to mogło być głównie związane z faktem, że prawie go nie widywałem w mieszkaniu, ale nieważne. Dla mnie liczyło się to, że miałem fajne lokum i totalny spokój. Mogłem sobie trzepać ile chciałem i jak głośno chciałem i ani trochę nie musiałem się martwić, że ktoś mnie podsłucha.
Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby Pascal mnie przyłapał.
Miałem zadziwiająco dużo czasu jako singiel. Bez problemu wyrabiałem się z rzeczami na uniwerek i zostawało mi jeszcze sporo na obijanie się po kątach. Mega ciekawiło mnie, gdzie Pascal tak chętnie znikał. Już odkryłem z jego Facebooka, że był instruktorem zumby w jednej z pobliskich szkół tanecznych, ale to nie mogło kosztować go aż tyle czasu, więc pewnie robił coś jeszcze.
Nasze interakcje były krótkie i, gdy już do nich dochodziło, pełne sarkazmu. Atmosfera automatycznie zdawała się wibrować. Nic nie mogłem poradzić na to, że dalej uważałem go za dupka i chujka i nie chciałem mieć z nim zbyt wiele wspólnego. Problem polegał na tym, że teraz miałem okazję trochę lepiej go poznać i nie był ani trochę taki, jak sobie wyobrażałem.