Tomek obudził się rano, czując jak coś niemal go dusi,
obejmując z każdej strony. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, że to Zack
oplótł go rękami i nogami tyle, ile mógł, przez co Tomek miał mało możliwości
ruchu. Nie przeszkadzało mu to w sumie, raczej bawiło.
Leżeli twarzą do siebie, Zack wciąż spał. Zegarek w
telefonie wskazywał godzinę siódmą. W pierwszej chwili Tomek wystraszył się, że
spóźni się do szkoły. Potem dotarło do niego, że przecież jest sobota i nie
musi wstawać. To była prawdziwa ulga.
Blondyn objął ramieniem Zacka w talii. Taki prosty gest, a
cieszył się z niego jak idiota. Obejmował Zacka Warrowa. Swojego chłopaka. Ach,
wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Zamknął oczy i westchnął zadowolony.
Kto by pomyślał, że jego życie tak dobrze ułoży się na obczyźnie? No i Zack był
jedną z pierwszych osób, jakie tutaj poznał. Znaczy, bardziej miał styczność
niż poznał, bo przecież dopiero po jakimś czasie zaczęło ich trochę do siebie
ciągnąć. Tomek miał nadzieję, że kiedy już zdecyduje się porozmawiać z Zackiem
o tym, co spotkało go w Polsce, chłopak nie ucieknie w podskokach. W końcu było
kilka rzeczy, które kazali mu robić i nie było to zbyt przyjemne. Zasnął,
rozmyślając.